Umorzone obligacje PBS, czyli bail-in po polsku

Abstract smoke background

Mieliśmy już na naszej giełdzie anulowanie akcji spółek zagranicznych. Po amerykańskim CEDC i słoweńskim banku Nova KBM mamy wreszcie coś zupełnie swojego. Bankowy Fundusz Gwarancyjny umorzył udziały w Podkarpackim Banku Spółdzielczym oraz obligacje wyemitowane przez ten bank. Pierwsze zniknięcie papierów wartościowych całkowicie made in Poland. I pierwsze zastosowanie procedury przymusowej restrukturyzacji banku (Kto jeszcze pamięta o zdzisławowym banku za złotówkę?).

Podział PBS

BFG przymusowo restrukturyzuje PBS w sposób bardzo ciekawy. Działalność PBS została zawieszona, a kontrolę nad nim przejął BFG. Równocześnie, do niedawno założonego „Banku Nowego BFG S.A.” (tzw. instytucja pomostowa) przeniesiono:

  • przedsiębiorstwo PBS (ogół aktywów) z wyłączeniem posiadanych przez PBS akcji i udziałów w spółkach prawa handlowego i części środków pieniężnych (jedynie w wysokości niezbędnej do pokrycia kosztów działania „kadłubowego” PBS i pokrycia zobowiązań podatkowych i ZUSowskich)
  • zobowiązania PBS obejmujące ogół zobowiązań (z niewielkimi wyjątkami) związanych z działalnością PBS, a w szczególności wynikające z umów.

Dokonano więc podziału PBS. Co trzeba było ratować trafiło do instytucji pomostowej, a reszta do wygaszenia pozostała w PBS (taki „bad bank”).

Witamy bail-in

Doświadczenia wielu kryzysów finansowych pokazały, że najczęściej za kłopoty banków płacą nie ci którzy najwięcej na nich zarabiali (dostawcy kapitału, czyli akcjonariusze i finansujący, czyli kredytodawcy, obligatariusze i duzi deponenci), ale podatnicy. Ci ostatni, za pośrednictwem Państwa wydają krocie na ratowanie zagrożonego bankructwem banku. Klasycznym przykładem pozostanie kryzys 2008 i amerykańska pomoc publiczna o gigantycznej skali. Bail out. Pan płaci, pani płaci, my płacimy. Za system. I za premię roczną bankierów.

Przełomem w myśleniu o ratowaniu zagrożonych upadłością banków był w Unii kryzys cypryjski 2013 roku. By go zażegnać umorzono akcje i obligacje banków. Koszty kryzysu w dużym stopniu ponieśli ci, którzy byli w środku. Bail in. Nie bez znaczenia dla podjęcia takiej decyzji było prawdopodobnie też to, że w znacznej części były to aktywa, które mogły być kojarzone z rosyjskimi interesami. Taki świat.

Sytuację na Cyprze rozwiązano działaniami doraźnymi, które na szczęście dały podstawę dla regulacji systemowej. Powstała dyrektywa BRRD[i], a następnie jej polska implementacja w formie nowelizacji do ustawy o BFG. Zgodnie z tymi przepisami pomoc publiczna w restrukturyzacji banków powinna być ograniczona do niezbędnego minimum. Wkład banku i właścicieli jego kapitału w restrukturyzację powinien być możliwie największy. W praktyce bywa różnie (banki włoskie!), ale zasady są jasne.

Umorzenie obligacji

Umorzenie akcji i obligacji powoduje ich unicestwienie. Środki zainwestowane w te instrumenty przepadają. Restrukturyzacja banku ma priorytet. Płacą ci którzy finansowali bank. O skali i zasadach umorzeń decyduje BFG, stosując ustawowe reguły. Ograniczeniem jest jednak zasada, że wierzyciele banku w restrukturyzacji nie poniosą strat wyższych niż w przypadku likwidacji prowadzonej w ramach procedury upadłościowej (no creditor worse off, NCWO).

Zasada ta znalazła wyraz w przepisach dotyczących odpowiedzialności BFG wobec właścicieli (akcjonariusza i udziałowcy) i wierzycieli restrukturyzowanego banku.

BFG musi wykonać szczególny test i w jego ramach oszacować czy wierzyciele oraz właściciele (akcjonariusze, udziałowcy) zostali zaspokojeni w wyniku przymusowej restrukturyzacji w stopniu niższym niż zostaliby zaspokojeni w postępowaniu upadłościowym. BFG musi więc porównać sytuację wierzycieli w ramach upadłości z ich sytuacją w ramach planowanej przymusowej restrukturyzacji, z użyciem tych a nie innych środków. Przymusowa restrukturyzacja nie powinna być dla właścicieli i wierzycieli gorsza od upadłości.

BFG odpowiada za przeprowadzone działania restrukturyzacyjne. Właścicielom i wierzycielom przysługują tzw. roszczenia uzupełniające, które są jednak ograniczone się do wysokości różnicy między poziomem ich zaspokojenia oszacowanym, a faktycznym. Punktem odniesienia jest więc oszacowanie dokonywane przez BFG, które jednak – moim zdaniem – może być kwestionowane w ramach procesu sądowego. Rozliczenie tych roszczeń następuje po zakończeniu przymusowej restrukturyzacji. BFG nie ponosi jednak odpowiedzialności za szkodę wynikłą ze zgodnych z przepisami prawa działań lub zaniechań, w ramach przymusowej restrukturyzacji, a w szczególności – co wyjątkowo istotne – za szkodę spowodowaną wyborem instrumentów przymusowej restrukturyzacji. Dodatkowo odpowiedzialność BFG jest ograniczona do wysokości rzeczywistej szkody.

Pierwszy bail-in już mamy więc czas na roszczenia uzupełniające. Ich konstrukcja nie jest ani prosta, ani oczywista więc wyzwanie tym większe. Europejskie precedensy już są.

 

 

 

 

[i] Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady 2014/59/UE z dnia 15 maja 2014 r. ustanawiająca ramy na potrzeby działań naprawczych oraz restrukturyzacji i uporządkowanej likwidacji w odniesieniu do instytucji kredytowych i firm inwestycyjnych, zwana dalej „BRRD”

Obrót niespłaconymi obligacjami

Danger roomCzasami można odczuwać satysfakcję, jak po kilku latach obowiązywania ustawodawca zmienia krytykowane i szkodliwe przepisy. Za takie zawsze uważałem wyłączenie obrotu obligacjami po dniu ustalenia praw (tzw. dzień D). Uniemożliwiało to obrót takimi problematycznymi aktywami, a przez to np. wyłączało możliwość rozliczania strat podatkowych (więcej tu:).

Ustawodawca nie usunął problematycznego przepisu, ale dobudował za nim kilka innych, które znacząco zmieniają stan prawny.

Do tej pory mieliśmy tylko stwierdzenie, że „Po ustaleniu uprawnionych do świadczeń z tytułu wykupu obligacji prawa z tej obligacji nie mogą być przenoszone” (art. 8 ust. 4)[1]. Było to proste jak cięcie katowskiego miecza. Termin upłynął, więc jakikolwiek obrót jest wyłączony.

Teraz jest inaczej, bo jeżeli emitent nie spełnił w terminie przewidzianym w warunkach emisji świadczeń z tytułu wykupu obligacji albo spełnił je tylko w części, możliwość przenoszenia praw z obligacji zostaje przywrócona po upływie tego terminu (art. 8 ust. 5 zd. 1). Mamy więc okres wyłączenia obrotu, które jest stosunkowo krótki, bo rozpoczyna się w dniu D (dzień ustalenia praw), a kończy w dniu W (dzień wypłaty). Redakcja przepisu nie jest najszczęśliwsza, bo znając kolegów i koleżanki prawników już czekam na interpretację mówiącą, że w przypadku wykupu częściowego, przewidzianego w warunkach emisji, nawet jeśli emitent spełni świadczenie, to możliwość obrotu obligacjami nie zostaje przywrócona. Nim jednak tak się stanie, to możemy spokojnie iść dalej. Możliwość przenoszenia obligacji zostaje przywrócona w wypadku defaultu. Emitent nie płaci w terminie, a obligatariusze mogą swobodnie zbywać takie niespłacone obligacje.

Ze swobodą jednak przesadziłem. Mocno ogranicza ją kolejne zdanie, które stwierdza, że obligacje nie mogą zostać przeniesione na klienta detalicznego, w rozumieniu przepisów ustawy o obrocie instrumentami finansowymi (art. 8 ust. 5 zd. 2). Klient detaliczny to każdy kto nie jest klientem profesjonalnym, czyli nie jest – w uproszczeniu – instytucją finansową, albo dużym przedsiębiorcą. Wyłączenie możliwości nabywania niespłaconych obligacji przez klientów detalicznych wyłącza możliwość ich notowania na rynkach zorganizowanych. Anonimowy obrót giełdowy uniemożliwia identyfikację nabywcy. Obligacje mogą być przenoszone wyłącznie na podstawie umów zawieranych bezpośrednio pomiędzy obligatariuszem a nabywcą, albo umów zawieranych za pośrednictwem domów maklerskich. Obligatariusze będącymi klientami detalicznymi będą mogli wyłącznie zbyć niespłacone obligacje. Klienci profesjonalni będą mogli zarówno zbywać, jak i nabywać.

Ograniczenie zbywania obligacji nie może być rozciągane na zdarzenia nie będące zbyciem. W efekcie, nawet klient detaliczny będzie mógł stać się właścicielem obligacji na zasadzie sukcesji uniwersalnej, czyli w przypadku osób fizycznych w ramach spadkobrania, a w przypadku spółek w ramach fuzji albo podziału.

Możliwość obrotu niespłaconymi obligacjami powoduje, że zmieni się stan uprawnionych do zaległych (niespłaconych) świadczeń. Zbywca obligacji przestanie być uprawniony, a w jego miejsce wejdzie nabywca. Powoduje to konieczność aktualizacji listy uprawnionych do świadczeń z obligacji. Podstawę prawną dla takiej aktualizacji dał nowy art. 8 ust. 6.

Zakaz obrotu padł. Niepotrzebne ograniczenie zniesione. Klienci detaliczni uratowani przed wyrządzeniem sobie krzywdy. Czas funduszy distressed assets nadchodzi.

 

 

 

[1] wszystkie odwołania do przepisów ustawy o obligacjach

Prawo odkupu akcji spółki wykluczonej z obrotu

Depositphotos_34009617_s-2019Nowelizacja ustawy o ofercie będzie przez lata dostarczać nam wiele radości i frustracji. Zmian jest tyle, że będzie nad czym się zastanawiać. Na pierwszy ogień biorę nowość, jaką jest prawo odkupu akcji spółki wykluczonej z obrotu na rynku regulowanym.

Już pierwsza lektura nowych przepisów budzi dreszcze. Z każdym kolejnym czytaniem rośnie ilość pytań bez odpowiedzi i wątpliwości. Na szczęście bardzo pomocne jest uzasadnienie projektu, które ogranicza się do stwierdzenia, że „Wprowadzenie tych przepisów uzasadnione jest ze względu na ochronę interesów akcjonariuszy mniejszościowych i umożliwienie im zbycia akcji spółki, w przypadku gdy spółka ta nie jest już notowana na rynku regulowanym”.

Nowe prawo akcjonariusza

Od zawsze na giełdzie problemem było to, że sankcja w postaci wykluczenia akcji z obrotu uderza bardzo mocno w akcjonariuszy wykluczonej spółki. Podnoszono przede wszystkim, że najwięcej tracą akcjonariusze mniejszościowi, którzy nie mieli żadnego wpływu na działania lub zaniechania spółki, które były przyczyną nałożenia tej drastycznej sankcji. Akcje spółki wykluczonej z obrotu przestają być notowane, więc możliwości ich zbycia akcji znacząco się zmniejszała. Nieoczekiwanie akcjonariusze staja się akcjonariuszami spółki prywatnej, pozostają z niepłynnymi papierami i ich dostęp do informacji o spółce jest znacząco ograniczony.

Zaradzić temu mają nowe przepisy o prawie odkupu akcji spółki, której akcje zostały wykluczone z obrotu[i]. Prawo to przysługuje, gdy:

  • akcjonariusz jest uprawniony z akcji dających mniej niż 5% ogólnej liczby głosów[ii];
  • akcje spółki były dopuszczone do obrotu na rynku regulowanym;
  • akcje spółki zostały wykluczone z obrotu;
  • podstawą wykluczenia z obrotu był przepis art. 96 ust. 1, 1e, 1i, art. 96c ust. 1 ustawy o ofercie albo art. 20 ust. 3, 4b, 4c lub 7d ustawy o obrocie.

Jeśli te wymogi są spełnione to taki akcjonariusz może złożyć spółce pisemne żądanie odkupu akcji. Spółka dokonuje odkupu akcji objętych takimi żądaniami w jednym terminie, po cenie nie niższej niż cena minimalna, liczonej tak jak cena minimalna wezwania. Odkupione akcje zostają umorzone na podstawie uchwały zarządu.

Miało być pięknie, ale nie wyszło.

Akcjonariusz mniejszościowy ma prawo do wyjścia ze spółki wykluczonej z obrotu po godziwej cenie. Tyle teoria. W praktyce mogą być problemy z realizacją tego prawa. Moje wątpliwości budzi przede wszystkim:

  • Dlaczego tylko rynek regulowany?

Prawo wykupu zostało ograniczone wyłącznie do akcji spółek wykluczonych z obrotu na rynku regulowanym. Za burtą pozostali akcjonariusze spółek publicznych, których akcje są notowane w alternatywnym systemie obrotu. Prawa wykupu nie będą więc mieli akcjonariusze spółek New Connect’owych. Ograniczenie prawa jest niezrozumiałe i nieuzasadnione. Ale jest. Sorry, taki mamy przepis.

  • Jak liczyć termin na złożenie żądania wykupu?

Akcjonariusz składa żądanie wykupu w terminie 3 miesięcy „od wykluczenia akcji z obrotu”. Czyli od kiedy? W przypadku wykluczenia na podstawie decyzji Giełdy wydaje się, że termin wykluczenia to termin wydania decyzji, chyba że decyzja wskazuje wyraźnie inny termin. Tu nie mam problemu.

Wątpliwości powstają w przypadkach wykluczenia na podstawie decyzji administracyjnej wydawanej przez KNF, bo ilość możliwości komplikacji jest spora. KNF wydaje decyzję o wykluczeniu akcji z obrotu. W momencie wydania, decyzja ta nie jest ostateczna i nie wywołuje skutków prawnych, ale może zostać zaopatrzona w rygor natychmiastowej wykonalności. Taki rygor powoduje, że decyzja jest realizowana. Decyzja KNF może być zaskarżona wnioskiem o ponowne rozpoznanie sprawy, który rozpatruje KNF, albo od razu skargą do wojewódzkiego sądu administracyjnego (WSA)[iii]. Od decyzji KNF zapadłej „w drugiej instancji”, czyli w wyniku rozpoznania wniosku o ponowne rozpoznanie sprawy spółka może wnieść skargę do WSA. Od wyroku WSA służy skarga kasacyjna do NSA. To przydługie wyliczenie było potrzebne by pokazać ilość możliwych sytuacji. W zasadzie tylko w przypadku decyzji KNF której nadano rygor natychmiastowej wykonalności łatwo wskazać moment początku biegu terminu. W pozostałych wypadkach wydaje się, że termin ten powinien rozpoczynać bieg dopiero w momencie ostateczności decyzji. Ale to byłoby zbyt proste. Ustawodawca wprowadził bowiem nieszablonową regulację: „W przypadku złożenia skargi do sądu administracyjnego na decyzję, w której Komisja wyklucza lub żąda wykluczenia akcji z obrotu na rynku regulowanym, termin odkupu biegnie od dnia uprawomocnienia się wyroku oddalającego skargę[iv]. Genialne! KNF wydaje decyzję. Załóżmy, że ostateczną, bo „drugoinstancyjną”. Akcje zostają wykluczone z obrotu. Akcjonariusze składają żądania wykupu, a spółka składa skargę do WSA (ma na to 30 dni od dnia doręczenia decyzji KNF). Zgodnie z zacytowanym przepisem  termin na złożenie żądań biegnie dopiero od dnia prawomocności wyroku (zajmie to ok. 3-4 lata). A co z terminem, który rozpoczął bieg? Co z żądaniami które zostały już złożone w pierwszym terminie? Takie pytania można mnożyć.

  • Który akcjonariusz może żądać odkupu?

Prawo do żądania wykupu ma akcjonariusz na dzień wszczęcia postępowań zakończonych wydaniem decyzji o wykluczeniu akcji z obrotu[v]. Z ustaleniem tego dnia mogą być problemy. Choć wszczęcie takich postępowań powinno być raportowane przez spółki publiczne, to w praktyce łatwo sobie wyobrazić sytuację braku takiej informacji na rynku. Wskazane byłoby, żeby decyzję KNF i Giełdy wskazywały ten dzień, co ułatwiłoby dochodzenie roszczeń wynikających z żądań odkupu.

  • Czy może istnieć spółka bez akcjonariuszy?

Uprawnieni do żądania odkupu są akcjonariusze posiadający akcje dające mniej niż 5% ogólnej liczby głosów. Spółka może posiadać wyłącznie takich akcjonariuszy. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, w której wszyscy akcjonariusze będą uprawnieni do złożenia żądania i je złożą. Czy w takiej sytuacji zarząd powinien umorzyć wszystkie akcje? Jeśli tak i pozostanie nadwyżka majątku to będziemy mieli piękny przykład spółki bez akcjonariuszy. Nastąpi ostateczne i nieodwołalne uwłaszczenie zarządu.

  • Kto to jest członek zarządu i rady nadzorczej?

Wykup nie jest dla wszystkich. Skoro wykluczenie z obrotu jest sankcją dla spółki za niewłaściwe działanie na rynku to beneficjentami nie powinni być winowajcy, czyli ci którzy doprowadzili do nałożenia takiej kary. Przepis stanowi więc, że: „Członek zarządu lub rady nadzorczej spółki nie może żądać odkupu akcji[vi]. Świetnie, ale który członek? Z prawa do żądania wykupu nie mogą skorzystać osoby, które wchodziły w skład tych organów spółki w którym momencie? Kiedykolwiek? W momencie podjęcia działań, które były przyczyną wykluczenia? W momencie wszczęcia postępowań zakończonych wydaniem decyzji o wykluczeniu? W dniu wydania decyzji o wykluczeniu? Jej ostateczności? Prawomocności? Pomysłów na pytania mam jeszcze kilka, ale na odpowiedź na razie nie.

  • Kto nabywa akcje?

Akcje objęte żądaniami akcjonariuszy zostają odkupione przez spółkę „na rachunek własny lub na rachunek akcjonariuszy pozostających w spółce[vii]. To pierwsze oznacza, że spółka nabywa akcje własne, a drugie że spółka jest swoistym pośrednikiem który nabywa akcje które staną się własnością akcjonariuszy pozostających w spółce. Podobna konstrukcja istnieje w przypadku przymusowego wykupu w spółce prywatnej[viii]. Przepis nie precyzuje jednak:

  • Kto i w jakim trybie dokonuje wyboru nabywcy?
  • Czy akcjonariusz żądający jest zobowiązany do złożenia wraz z żądaniem odkupu dodatkowych dokumentów (aż by się prosiło o świadectwo depozytowe, blokadę i zlecenie sprzedży)?
  • Jak mają być przeniesione zdematerializowane akcje bez złożenia odpowiedniej dyspozycji przez akcjonariusza?
  • Czy przeniesienie akcji ma zostać przeprowadzone za pośrednictwem systemu KDPW (tak jak np. przy nabywaniu akcji w wezwaniach), czy poprzez zapisy na rachunkach inwestycyjnych dokonywane na podstawie umów prywatnych? Jeśli to pierwsze, to na jakiej podstawie, jeśli drugie to jak mają powstać takie umowy?
  • Czy faktyczny nabywca (akcjonariusz pozostający w spółce) jest zobowiązany do zapłaty ceny? Komu? Spółce, czy akcjonariuszowi, którego akcje są odkupywane? Wcześniej, taki nabywca nie jest również zobowiązany do złożenia ceny w spółce!
  • Jaki jest termin zapłaty ceny wykupu? Przepis wskazuje jedynie, że wykup ma być dokonany w terminie 3 miesięcy, od upływu terminu na złożenie żądania odkupu, ale czy oznacza to również zapłatę ceny? Czy obowiązuje zasada delivery vs payment czy nie?
  • Co nabywca robi z odkupionymi akcjami?

Odkupione akcje podlegają umorzeniu[ix]. Jak mawiał Ryjek, krótko i ładnie. Ale co to znaczy? Rozumiem, że umorzone zostają akcje odkupione przez spółkę, ale chyba nie przez akcjonariusza pozostającego w spółce. Przepis milczy, więc chyba zdroworozsądkowo należy twierdzić, że umorzenie obejmie wyłącznie akcje odkupione przez spółkę. 

  • Umorzenie akcji w majątku spółki czy akcjonariusza?

A może ma to wyglądać zupełnie inaczej? Odkup jest tylko słowem i może nie należy trzymać się niewolniczo jego słownikowego znaczenia? Może wbrew pozorom w tym mechanizmie nie chodzi o odkupywanie akcji, czyli nabywanie przez spółkę w celu umorzenia, ale o konstrukcję podobną do umorzenia przymusowego, czyli umarzanie akcji w majątku akcjonariusza i wypłatę przez spółkę wynagrodzenia za umorzone akcje?[x]. Dokonanie odkupu przez spółkę (cokolwiek by to miało w tym kontekście znaczyć) jest wtedy odpowiednikiem zdarzenia uruchamiającego mechanizm umorzenia automatycznego[xi]. Akcje zostają umorzone, a zarząd uchwala obniżenie kapitału zakładowego. Wydaje się jednak, że przyjęcie takiego rozwiązania ma bardzo wątłe podstawy w przepisach i nie rozwiązuje w zasadzie żadnej ze wskazanych wątpliwości. Moim zdaniem, należy je odrzucić. 

  • Kiedy nastąpi zapłata kwoty odkupu?

Nabywania akcji własnych jest sposobem na transfer środków ze spółki do akcjonariusza. Takie transfery są poddane szczególnym rygorom, ze względu na ochronę kapitału zakładowego spółki i praw jej wierzycieli. Dla możliwości i terminu zapłaty przez spółkę za nabywane akcje własne kluczowe jest źródło finansowania. Jeśli taka operacja jest finansowana z funduszy dywidendowych to roszczenie może być wymagalne natychmiastowo. Trudno jednak zakładać, że spółka wykluczana z obrotu będzie dysponowała kapitałem rezerwowym utworzonym na potrzeby takiego odkupu. Regułą będzie raczej finansowanie z obniżenia kapitału zakładowego. W takim jednak razie wypłata dla akcjonariuszy może nastąpić dopiero po podjęciu uchwały o obniżeniu kapitału przez zarząd spółki oraz po przeprowadzeniu postępowania konwokacyjnego.

Może się więc okazać, że akcjonariusze będą przez kilka miesięcy oczekiwać na zapłatę. O ile kiedykolwiek jej się doczekają. A co w okresie pomiędzy? Czy można obracać akcjami, czy nie? itd… 

  • Co się stanie jeśli w spółce zabraknie kasy?

Roszczenia o zapłatę ceny wykupu są roszczeniami pieniężnymi (długami spółki). Zawsze wydawało mi się, że jeśli spółka handlowa nie dysponuje środkami na zaspokojenie swoich wymagalnych długów, to powinna złożyć wniosek o ogłoszenie upadłości. Twórcy analizowanych przepisów mieli jednak inny pomysł. „W przypadku braku środków na zaspokojenie wszystkich roszczeń odkup następuje na zasadzie proporcjonalności”. Przepis ten wydaje się wprowadzać swoisty mechanizm redukcji wierzytelności akcjonariuszy do kwoty „środków na zaspokojenie roszczeń”, które jak mniemam pozostają w dyspozycji spółki. Nie wiadomo czy chodzi o wszystkie aktywa, aktywa netto (aktywa minus zobowiązania), środki pieniężne, środki zbywalne, czy cokolwiek innego. Nic nie wiadomo, poza tym, że jest to wyłom w tradycyjnym prawie handlowym.

  • A co jeśli w końcu spółka upadnie?

Racjonalny ustawodawca przewidział kłopoty. Spółka może upaść. „Akcjonariusz nie może żądać odkupu (…) w przypadku ogłoszenia upadłości spółki lub wydania postanowienia o oddaleniu wniosku o ogłoszenie jej upadłości ze względu na to, że majątek spółki nie wystarcza albo wystarcza jedynie na zaspokojenie kosztów postępowania[xii]. Nie może żądać, czyli na pewno nie może składać żądania. A złożone przed ogłoszeniem upadłości żądanie nie może być zrealizowane w ogóle i wygasa, czy też być realizowane w ramach postępowania upadłościowego? Specyfika niewypłacalności powinna przemawiać za przyjęciem wygaśnięcia takich roszczeń akcjonariuszy, więc przepis niepotrzebnie tworzy pole dla wątpliwości.

A co z postanowieniem o ubóstwie potencjalnej masy upadłości? Przepis zakazuje żądania odkupu w przypadku wydania takiego postanowienia. Nie prawomocności. Co się dzieje jak postanowienie zostanie wydane, a następnie uchylone?

 

Takie przemyślenia mnie naszły po lekturze tego dzieła. Aż boję się myśleć co się stanie jak przyjdzie nam zastosować te regulacje. Pozostaje mi jedynie wyrażeni głębokiego szacunku dla twórców tych przepisów. Już dawno w tak krótkim tekście nie udało się umieścić tak dużej ilości nieprzemyślanych rozwiązań.

 

 

[i] art. 83a ustawy o ofercie, wchodzący w życie 30 listopada 2019 r.

[ii] bezpośrednio, pośrednio i w porozumieniu

[iii] art. 52 § 3 PPSA

[iv] art. 83a ust. 2 zd. 2 ustawy o ofercie

[v] art. 83a ust. 1 ustawy o ofercie

[vi] art. 83a ust. 5 ustawy o ofercie

[vii] art. 83a ust. 3 zd.1 ustawy o ofercie

[viii] art. 418 § 3 w zw. z art. 417 § 3 KSH

[ix] art. 83a ust. 6 zd.1 ustawy o ofercie

[x] Przyjmując taką hipotezę musimy zapomnieć na moment o możliwości nabywania akcji przez akcjonariuszy pozostających w spółce. Analizując te przepisy musimy być jednak gotowi nie tylko na takie kompromisy.

[xi] Znowu kompromisowo przechodzimy do porządku dziennego nad tym, że o takim zdarzeniu traktuje art. 359 § 6 KSH, do którego nie odwołuje się wprost art. 83a ust. 6 ustawy o ofercie. Odwołanie jest ograniczone wyłącznie do § 7 art. 357 KSH, a więc do przepisu, który mówi o uchwale zarządu o obniżeniu kapitału zakładowego.

[xii] art. 83b ustawy o ofercie

Obligacje komunalne publiczne inaczej

tangled electric cablesNowe Rozporządzenie prospektowe[i] sporo zamieszało w prowadzeniu emisji papierów wartościowych. Rewolucją są nie tyle nowe siatki prospektów, ale raczej przepisy materialne, na czele z nową definicją oferty publicznej. W uproszczeniu, oferta publiczną papierów wartościowych jest każdy komunikat przedstawiający informacje wystarczające inwestorowi do podjęcia decyzji inwestycyjnej[ii]. Nie ma już ofert prywatnych, każda jest publiczna i każda wymaga prospektu, chyba że podlega zwolnieniu z uciążliwego obowiązku prospektowego. Lista tych zwolnień w dużej części pokrywa się z listą wyjątków z zakresu oferty publicznej z ustawy o ofercie.

Można powiedzieć, że definicja to definicja i nie wchodząc w dywagacje teoretyczne po prostu trzeba ją stosować i tyle. Na pierwszy rzut oka tak to wygląda. Zamiast starej definicji mamy nową, więc niewiele się zmieniło. Pozory są mylące.

Jednak definicja z ustawy o ofercie cały czas tam jest. Nowelizacja[iii] przewidująca uchylenie „starej” definicji[iv] utknęła w Sejmie, który zdążył jedynie z jej pierwszym czytaniem. Sprawozdanie Komisji Finansów Publicznych ma być przedmiotem tajemniczego posiedzenia Sejmu, które odbędzie się tuż po wyborach (15 października).

Nowe rozporządzenie i stara ustawa.

Póki co nowelizacji jednak nie ma i nie bardzo wiadomo kiedy będzie. Jesteśmy w okresie niepewności i niejasności. Obowiązuje Rozporządzenie i „stara” ustawa. Formalnie mamy więc dwie definicje oferty publicznej. Jedną w Rozporządzeniu, a drugą w ustawie o ofercie.

Reguły stosowanie prawa unijnego są jednoznaczne. Po pierwsze, przepisy rozporządzenia mają bezpośrednie zastosowanie w krajowym porządku prawnym. Po drugie, mają pierwszeństwo przed przepisami krajowymi. Stosując zasadę prymatu prawa unijnego stosujemy wprost definicję z Rozporządzenia, pomijając definicję z ustawy o ofercie. Piękne w swej prostocie. Jednak istnieje jeszcze jedna zasada. Po trzecie, zawsze jest problem gdy zakresy przepisów nie pokrywają się. Wszystko jest łatwe jeśli nowe przepisy rozporządzenia regulują dokładnie tą samą kwestię co dotychczasowe przepisy krajowe. Tak prosto nie jest jednak tym razem.

Problem powstaje przy emisjach papierów wartościowych przez jednostki samorządu terytorialnego. Rozporządzenie nie ma zastosowania do papierów wartościowych o charakterze nieudziałowym emitowanych m.in. przez „jedną z władz regionalnych lub lokalnych państwa członkowskiego[v]. Wynika z tego, że do obligacji emitowanych przez jednostki samorządu terytorialnego (gminy, powiaty, województwa) nie stosuje się przepisów Rozporządzenia. Oznacza to, że definicja oferty publicznej zawarta w Rozporządzeniu nie ma zastosowania do obligacji komunalnych. Wynika z tego nieoczywisty wniosek, że definicja oferty publicznej zawarta w Rozporządzeniu nie ma waloru powszechnego, ale jest ograniczona podmiotowo, gdyż wyłączone są z niej są papiery wartościowe emitowane przez niektóre podmioty, np. jednostki samorządu terytorialnego.

Dalej jest jeszcze zabawniej. Wracając do definicji oferty publicznej, to póki co są dwie. Jedna w ustawie o ofercie, a druga w Rozporządzeniu. Skoro ta druga nie ma zastosowania do obligacji komunalnych to stosować należy tą pierwszą. Póki co możemy (a nawet musimy) dopuścić taki zabieg interpretacyjny, który pozwoli nam na stwierdzenie, że dla większości emisji stosujemy definicję z Rozporządzenia, a dla niektórych (tych do których nie stosuje się Rozporządzenia) stosujemy definicję z ustawy o ofercie.

Dzięki temu gminy mogę emitować obligacje i oferować je albo publicznie (zgodnie z ustawową definicją), albo ciągle jeszcze prywatnie. Takie oferty są ciągle standardem rynkowym. Oferta obligacji komunalnych skierowana do mniej niż 150 osób nie będzie więc ofertą publiczną w rozumieniu ustawy o ofercie[vi], ani ofertą publiczną w rozumieniu Rozporządzenia, bo nie stosuje się go do ofert obligacji komunalnych. Obligacje będą więc oferowane „w inny sposób”, czyli na podstawie art. 33 pkt. 2) ustawy o obligacjach.

Jedno rozporządzenie, jedna definicja, jeden kłopot

Ale poczekajcie jeszcze moment, bo za chwilę może kilka dni, może miesięcy, ale na pewno kiedyś będzie jeszcze śmieszniej. Nowelizacja ustawy o ofercie usunie definicję oferty publicznej z ustawy. Nie będzie więc oferty publicznej w rozumieniu ustawy o ofercie. Będzie tylko definicja Rozporządzenia. Ta druga, tak jak całe Rozporządzenie nie będzie miała zastosowania do obligacji komunalnych. Zmieni się też art. 33 pkt 1) ustawy o obligacjach, bo nie będzie w nim odwołania do definicji oferty publicznej z ustawy o ofercie, a w zamian za to pojawi się odwołanie do Rozporządzenia[vii]. Ze wskazanych wyżej względów oferta obligacji komunalnych nie będzie ofertą publiczną. Pozostanie więc dalej oferowanie „inny sposób”. Niby nic się nie zmieni, ale co jeśli jakaś dzielna gmina wyemituje obligacje, których ofertę skieruje do wszystkich mieszkańców gminy, albo (po co się ograniczać) do każdego Polaka? Niezależnie od ilości adresatów nie będzie to oferta publiczna, bo ze względu na typ emitenta nie będzie się do niej stosować Rozporządzenia, zawierającego definicję oferty publicznej. A innej definicji nie będzie.

Tak mi jakość z tych przepisów wychodzi, że propozycja nabycia obligacji komunalnych dla każdego Polaka to przyszłość!

 

 

 

[i] Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/1129 z dnia 14 czerwca 2017 r. w sprawie prospektu, który ma być publikowany w związku z ofertą publiczną papierów wartościowych lub dopuszczeniem ich do obrotu na rynku regulowanym oraz uchylenia dyrektywy 2003/71/WE) („Rozporządzenie”)

[ii] Artykuł 2 lit. d) Rozporządzenia

[iii] art. 1 pkt. 3 nowelizacji (stan na 23 września 2019)

[iv] uchylenie art. 3 ust. 1 ustawy o ofercie

[v] art. 1 ust. 2 lit. b Rozporządzenia

[vi] poza zakresem definicji z art. 3 ustawy o ofercie (mniej niż 150 adresatów)

[vii] art. 16 pkt. 3 nowelizacji (stan na 23 września 2019)

Kosztowne dla Murapol parkowanie akcji

Depositphotos_56801397_s-2019KNF nałożyła na Murapol ponad 10 mln zł kar za naruszenia obowiązków związanych posiadaniem znaczących pakietów akcji Skarbiec Holding S.A. Komisja uznała, że Murapol wraz z innymi podmiotami przekroczył próg 33% ogólnej liczby głosów i nie ogłosił tzw. wezwania następczego i nie dokonał odpowiednich notyfikacji.

Murapol odpowiedział rozbudowanym komunikatem, w którym szczegółowo uzasadnia tezy o prawidłowości swoich działań i zapowiada obronę swoich interesów w dalszym postępowaniu.

Skala kar (99% maksymalnej sankcji!) doczekała się już świetnych komentarzy (niezawodny Mirosław Kachniewski!).

Sprawa jest ciekawa, również dlatego że dotyczy tzw. parkowania akcji, a właściwie zakresu dopuszczalności stosowania tego typu rozwiązań bez ryzyka wpadnięcia w pułapki przepisów o znaczących pakietach. Murapol wpadł, ale dalej walczy. Parkowanie akcji często używane na rynku kapitałowym, więc dokonana przez KNF wykładnia może spowodować wiele problemów nie tylko dla Murapolu, ale i dla innych emitentów i ich akcjonariuszy.

Przepisy ustawy o ofercie związane ze znacznymi pakietami zawsze budziły wątpliwości. Przyczyn było wiele. Do najważniejszej, czyli próby regulacji wielu nieoczywistych sytuacji i zdarzeń, przez wejście regulacyjne w sferą dużych i sprzecznych interesów, aż po wadliwe tłumaczenia dyrektyw i nieścisłości językowe polskich ustaw.

Ideą tych regulacji jest nałożenie obowiązków (wezwania, notyfikacje) również na inne podmioty, niż te które dokonują banalnego nabywania akcji. Założenie jest takie, ze istnieje wiele sytuacji, które choć nie są związane z nabyciem akcji to prowadzą do podobnego skutku, więc powinny wiązać się z takimi samymi obowiązkami. Chodzi tu o równe zdarzenia prowadzące do uzyskania kontroli nad głosami ze znacznych pakietów akcji spółki publicznej. Poczynając od sytuacji stosunkowo prostych (nabycie kwitów depozytowych), przez nabycie akcji przez kilka funduszy inwestycyjnych zarządzanych przez to samo TFI, kończąc na osławionym działaniu w porozumieniu. Jednym z takich przypadków jest też posiadanie akcji przez osobę trzecią w imieniu własnym, lecz na zlecenie lub na rzecz tego podmiotu. Chodzi o to czy jeżeli osoba trzecia nabędzie akcje (na siebie), ale na zlecenie lub na rzecz innej osoby (parkujący), to czy głosy z tych akcji powinno się doliczać do stanu posiadania parkującego.

(Opierając się wyłącznie na informacjach medialnych) w uproszczeniu, można stwierdzić, że KNF twierdzi, że należy sumować głosy z takich pakietów, a Murapol, że nie. Dla KNF kluczowe jest to, że osoby trzecie posiadały akcje w imieniu własnym, ale na rzecz Murapol, co było przejawem tzw. „parkowania akcji”. KNF akcentuje, że dla wystąpienia tzw. parkowania akcji wystarczające jest to, że dokonujący parkowania akcji ponosi ryzyko ekonomiczne związane z akcjami, a ich (formalny) właściciel jest z ryzyka tego zwolniony. W tej sprawie, Murapol zaprzecza, stwierdzając, że właściciele ponosili ryzyko ekonomiczne. Ocena sprawy oczywiście wymagałaby znajomości całości materiału dowodowego, ale przeniesienie ryzyka ekonomicznego najczęściej dokonywane jest za pomocą umów lub instrumentów gwarantujących odkup akcji po określonej cenie.

Murapol zdaje się jednak większy nacisk przykładać do faktycznej możliwości wywierania wpływu na sposób wykonywania prawa głosu z zaparkowanych akcji. Tu mamy bardzo jasno zarysowany spór prawny, czy dla uznania danej sytuacji za parkowanie akcji, konieczne jest by parkujący miał możliwość wpływu na wykonywanie prawa głosu z akcji przez (formalnego) właściciela akcji, czy wystarczy by akcje „zaparkował” u osób, na których działania w zakresie wykonywania prawa głosu nie może wpływać.

Tak dyskusja już trwa, szczególnie od momentu, gdy na coraz większą skalę zaczęto wykorzystywać instrumenty swapowe, które umożliwiały możliwość łatwego przejmowania akcji. Wykorzystanie takich instrumentów tworzyło nową sytuacje w spółce, mimo że nie dochodziło (przynajmniej do pewnego momentu) do zmian struktury akcjonariatu.

Mamy więc kolejną odsłonę sporu o istotę regulacji o znacznych pakietach akcji. Czy podejdziemy do ich wykładni bardziej literalnie czy podstawą dla ich interpretacji uczynimy cel? Jak określimy ten cel? Nawet jeśli skupimy się na słowach, to co oznacza „posiadanie na rzecz innego podmiotu”? Czy kluczowe jest jak najszersze określenie zobowiązanych do podporządkowania się przepisom, czy raczej krąg zainteresowanych powinien być wąski i jednoznacznie zdefiniowany? Jest nad czym się zastanawiać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Giełda nie wpuszcza obligacji PBG

EV001555

Ponownie o ryzyku. Zarząd Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie S.A. odmówił wprowadzenia na Catalyst obligacji PBG, wyemitowanych w ramach restrukturyzacji układowej. Obligacje te objęli wierzyciele PBG i pokryli je wierzytelnościami układowymi. Wierzyciele w miejsce pierwotnych wierzytelności otrzymali nowe obligacji. Odmowa nastąpiła ze względu na:

  • Treść podstawy odmowy wyrażenia opinii z badania skonsolidowanego rocznego sprawozdania finansowego GK PBG za rok 2018 oraz z badania rocznego sprawozdania finansowego Spółki za rok 2018;
  • Podjęcie przez Spółkę decyzji o wystąpieniu do Obligatariuszy z wnioskiem o zmianę harmonogramu wykupu Obligacji […];
  • Ryzyko związane z nieterminowym wykonaniem części zobowiązań wynikających z postanowień układu”.

Wszystko to prawda.

Biegły odmówił wyrażenia opinii o sprawozdaniach finansowych Spółki za 2018 r. (tak samo jak w poprzednim roku). Upraszczając, przyczyną odmowy jest brak przekonania audytora do wizji przedstawionej przez Zarząd. Audytor stwierdził, że nie uzyskał wystarczających dowodów, które uprawdopodobniają założenia przyjęte przez Zarząd Spółki w planie przepływów pieniężnych dla źródeł finansowania zobowiązań Spółki w okresie realizacji układu. Inaczej mówiąc, biegły nie został przekonany, że PBG wygeneruje odpowiednio szybko, odpowiednie ilości gotówki by wykonać swoje zobowiązania układowe. A brak spłaty tych zobowiązań może zagrozić kontynuacji działalności spółki.

PBG zwróciła się do swoich obligatariuszy o prolongowanie terminu spłaty obligacji ze względu na trudności z upłynnieniem aktywów, które miały finansować spłatę obligacji.

Sytuacja PBG nie jest idealna. Płynność finansowa spółki jest niepewna. Nie jest więc pewne czy obligacje zostaną spłacone w terminie.

W takiej sytuacji Giełda odmawia wprowadzenia obligacji do obrotu. Nie mam pewności co do podstawy prawnej odmowy, ale mogą zakładać, że posłużono się klauzulą bezpieczeństwa obrotu. Pozwala ona Giełdzie na odmowę wprowadzenia do obrotu, gdy uzna, że wprowadzenie instrumentów finansowych do obrotu zagrażałoby bezpieczeństwu obrotu lub interesowi jego uczestników. Dokonując oceny wniosku w tym zakresie Giełda bierze pod uwagę w szczególności prowadzoną przez emitenta działalność oraz perspektywy jej rozwoju z uwzględnieniem źródeł jej finansowania [5 ust. 2 pkt 2) Regulaminu ASO].

Notowanie obligacji PBG nie rozwiąże (niestety) problemów finansowych PBG. Odmowa notowania ma jednak wpływ na sytuację obligatariuszy. Bez dostępu do obrotu zorganizowanego zbycie obligacji będzie znacząco utrudnione. Straci nie tyle emitent, co obligatariusze i inwestorzy. Pierwsi będą mieli mniejsze możliwości pozbycia się kłopotliwego długu PBG, a inwestorzy nabycia takich papierów w sobie tylko znanych celach (np. spekulacja lub rozliczenie).

Rozumiem Giełdę, że chciałaby uniknąć problemów z papierami emitenta w niepewnej sytuacji finansowej. Moim zdaniem, zablokowanie dostępu do platform giełdowych nie rozwiązuje żadnego problemu. Ochrona inwestorów nie powinna jednak oznaczać ubezwłasnowolnienia i ich samych i emitenta. Powinno się dyskutować o ochronie inwestorów, a w tym w szczególności o właściwym informowaniu rynku o ryzyku (o obowiązki informacyjne, specjalne oznaczenie) oraz o regułach oferowania takich instrumentów. Zamiast tego mamy ucięcie dyskusji.

Od zawsze byłem zwolennikiem możliwie szerokiego dopuszczenia obrotu długiem, w tym również długiem podmiotów w złej sytuacji finansowej. Dalej twierdzę, że ustawowe wyłączenie możliwości normalnego obrotu obligacjami niewykupionymi w terminie było błędem. Teraz mamy blokadę z innej strony. Wygoda instytucji infrastrukturalnych znowu zwyciężyła.

 

 

 

ASI nie wolno (bardzo) ryzykować

Mexican hero - 3D IllustrationKNF właśnie odmówiła warszawskiej spółce NDF PILOT Sp. z o.o. wpisu do rejestru zarządzających ASI (alternatywna spółka inwestycyjna). Brak wpisu do tego rejestru uniemożliwia podjęcie działalności.

Spółka planowała działalność inwestycyjną na rynku kryptowalut. Komisja stwierdziła, że jest to „skrajnie ryzykowna działalność o spekulacyjnym charakterze”, prowadzona na obarczonym ponadprzeciętnym ryzykiem rynku kryptowalut, pozostającym poza obszarem prawnej regulacji. Równocześnie możliwość inwestowania za pośrednictwem takiej ASI byłaby „potencjalnie adresowana do szerokiego kręgu odbiorców”. To wszystko skłoniło KNF do przyjęcia, że spółka nie daje rękojmi należytego zabezpieczenia interesu inwestorów alternatywnej spółki inwestycyjnej i odmówiła spółce wpisu do rejestru[1].

Nie znam szczegółów polityki inwestycyjnej NDF PILOT, ale wydaje mi się, że możemy założyć, że działalność na rynku kryptowalut to po prostu nabywanie i zbywanie kryptowalut oraz podobnych instrumentów. W pełni zgadzam się z Komisją, że jest to działalność skrajnie ryzykowna. Byłbym ostrożny z używaniem określenia „spekulacyjny” w tak negatywnym kontekście, bo rozumiem inwestowanie, jako – w uproszczeniu – kupowanie tanio i sprzedawanie drożej. W takim sensie każda działalność inwestycyjna ma charakter spekulacyjny. Istotą problemu nie jest jednak spieranie się o poszczególne słowa.

Decyzja KNF uniemożliwia ASI rozpoczęcie działalności. KNF sięgnął więc po najpotężniejszy instrument regulacyjny, jakim jest administracyjne wykluczenie z rynku. Sprawa dotyczy wolności gospodarczej, więc swobody gwarantowanej konstytucyjnie. Jest więc jest wyjątkowo poważnie.

Wartością chronioną przez taką decyzję są interesy inwestorów. A precyzyjnie, ich pieniądze, które mogliby zainwestować w taką ASI, a następnie mogliby je stracić. Istotne dla Komisji wydaje się, że instrumenty takiej ASI mogłyby być oferowane wielu inwestorom, a w tym wymagającym  szczególnej ochrony inwestorom indywidualnym. By zapobiec potencjalnym stratom w majątkach potencjalnych inwestorów, wywołanych przez potencjalną działalność inwestycyjną tej ASI, zakazano jej podjęcia.

Dla mnie istotą problemu jest właśnie sama możliwość dokonania przez organ administracji publicznej tak daleko idącej kontroli prewencyjnej. Dochodzi tu bowiem do przesunięcia momentu ingerencji regulatora. W miejsce zakazu będącego wynikiem naruszenia prawa, mamy zakaz uprzedni, motywowany ryzykiem. Co ważne nawet nie ryzykiem naruszenia prawa, ale ryzykiem strat. W tej optyce, zakazano spółce podjęcia działalności, bo jej działalność miała być prowadzona na rynku obciążonym wysokim ryzykiem poniesienia strat.

Taka idea ochrony rynku może być uznana za słuszną, bo w końcu chodzi o ochronę inwestorów. W tej optyce, inwestorzy nie powinni mieć w ogóle możliwości podejmowania potencjalnie ryzykownych decyzji inwestycyjnych. Z drugiej strony, można jednak twierdzić, że w taki sposób KNF nadmiernie ingeruje w rynek. Podstawą zakazu jest bowiem założenie, że działalność spółki jest ryzykowna dla inwestorów. Skoro tak, to Komisja musi samodzielnie określać stopień ryzyka danej działalności, by móc zabronić działalności zbyt ryzykownej. Otwarte pozostają pytania jakich metod szacowania ryzyka Komisja używa, a przede wszystkim przy jakim stopniu ryzyka działalność jest zbyt ryzykowna by mogła być prowadzona? Tego nie dowiemy się z komunikatu w tej sprawie.

Pozostaje więc tylko informacja, że ryzyka związane z działalności inwestycyjną są szacowane przez KNF. Inwestorzy – dla swojego dobra – są pozbawieni takiej możliwości.

 

 

 

 

 

[1] art. 70zc ust. 3 pkt 2) ustawy o funduszach inwestycyjnych

Intensywnie zmieniana cena wezwania na akcje PCM

Pixel art style illustration wizard, knight and dwarfWalka o przejęcie Prime Car Management („PCM”) jest ekscytująca. Po raz pierwszy w historii warszawskiej giełdy trzy podmioty równocześnie przeprowadzają wezwania na akcje tej samej spółki. Walka jest zacięta. Cena rośnie i rośnie.

Na kanwie tej rozgrywki, energicznie działa KNF. Nie dość, że prowadzi akcję ostrzegawczo-edukacyjną, to jeszcze polemizuje z tezami głoszonymi w mediach.

Sporo jak na jedną transakcję.

 

Trzy wezwania

Kalendarium:

  • W listopadzie 2018 r. PKO Leasing wezwało do sprzedaży wszystkich akcji PCA proponując 11,38 zł za akcję.
  • W grudniu 2018 r. kontrwezwanie ogłosił Hitachi Capital Polska („Hitachi”), oferując 12,09 zł za akcję.
  • 7 lutego 2019 r. Hitachi podnosi cenę wezwania do 18,05 zł.
  • 20 lutego trzecie wezwanie ogłasza fundusz Pollen Street Capital („PSC”) proponując 20 zł za akcję. Zapisy w wezwaniu mają rozpocząć się 13 marca i trwać aż do 15 kwietnia 2019 r.
  • 21 lutego Hitachi podnosi cenę wezwania do 22,25 zł.
  • 22 lutego PKO Leasing podnosi cenę wezwania do 23 zł.
  • 25 lutego PSC podnosi cenę wezwania do 23,25 zł.
  • 25 lutego Hitachi informuje, że nie nabędzie akcji w wezwaniu (brak spełnienia się warunków nabycia co najmniej 66% i zawarcia umowy inwestycyjnej).
  • 25 lutego kończą się zapisy w wezwaniu PKO Leasing, a wzywający nie nabywa akcji (brak spełnienia się warunku nabycia co najmniej 66%).

Licytacja jak widać była intensywna. Po rezygnacji Hitachi i PKO Leasing na placu boju (przynajmniej na razie) pozostał tylko PSC. Pewien problem w tym, że zapisy w wezwaniu PSC będą zbierane dopiero za dwa tygodnie (od 13 marca).

Pierwsze wejście KNF

KNF reaguje błyskawicznie. Już 25 lutego Komisja publikuje krótki komunikat zwracający uwagę, że wezwania są zdarzeniami bardzo cenotwórczymi, a ceny wezwań to już wyjątkowo ważne i cenotwórcze są. KNF podkreśla, że „zmiany ceny, powinny być dokonywane z pełną odpowiedzialnością za jakość obrotu giełdowego, na który zmiany te mają istotny wpływ”. Ostatni akapit komunikatu zdaje się być skierowany wprost do PSC, bo odnosi się do zmiany ceny dokonywanej przed rozpoczęciem przyjmowania zapisów. KNF wskazuje, że taka zmiana może być oceniana w świetle przepisów o manipulacji, o czym może świadczyć w szczególności obniżenie ceny.

KNF pogroził więc wyraźnie palcem. Jak po takiej licytacji, w której wykruszyli się wszyscy konkurenci PSC obniży cenę, to może mieć kłopoty.

Komentarze medialne

Dzisiejszy (27 lutego) Plus Biznesu grzeje temat opisując regulacje dotyczące zmiany ceny w wezwaniu[1]. Problem jest ciekawy. Zasadą jest, że zmiana ceny może następować nie częściej niż co 5 dni roboczych (§ 8 ust. 1 Rozporządzenia). Cena może być jednak zmieniona bez zachowania tego terminu, „w przypadku gdy inny podmiot ogłosił wezwanie dotyczące tych samych akcji” (§ 8 ust. 2 Rozporządzenia).

PSC 20 lutego ogłosiło wezwanie z ceną 20 zł, a już po 3 dniach roboczych (25 lutego) podniosło ją do 23 zł. Cytowani przez Plus Biznesu prawnicy są zgodni, że wykładając przepisy funkcjonalnie i celowościowo należy przyjąć, że możliwa jest zmiana ceny bez zachowania 5-dniowego terminu także w wypadku zmiany ceny kontrwezwania, a nie wyłącznie w przypadku ogłoszenia innego wezwania. Intensywna licytacja jest korzystna dla akcjonariuszy, którzy mogą wyjść ze spółki otrzymując wyższą cenę. Przy tak rozumianym przepisie działania PSC były prawidłowe.

Drugie wejście KNF

Reakcja KNF była natychmiastowa. Komisja publikuje drugi komunikat o zmianie ceny. Trudno nie odnieść wrażenia, ze jest wprost polemiką z tezami artykułu Pulsu Biznesu. Najistotniejsze jest, że w opinii KNF „pięciodniowy termin należy liczyć od daty pierwszej zmiany ceny w wezwaniu, a nie od dnia ogłoszenia wezwania. Zgodnie z literalną wykładnią tego przepisu, po ogłoszeniu wezwania uprawniony podmiot może zmienić cenę w wezwaniu w dowolnym terminie, ale już kolejnych zmian ceny jest obowiązany dokonywać z zachowaniem odstępu co najmniej 5 dni roboczych od ostatniej zmiany. (…) zmiana ceny w wezwaniu w odstępach krótszych niż 5 dni roboczych jest możliwa jedynie w przypadku, gdy inny podmiot ogłosi wezwanie dotyczące tych samych akcji. Należy pamiętać przy tym, że zmiana ceny w wezwaniu ogłoszonym przez inny podmiot nie jest ogłoszeniem nowego wezwania, co oznacza, że w takim przypadku termin pięciodniowy nie może być skrócony.

Zdaniem KNF:

  • pierwsza zmiana ceny wezwania (zmiana ceny pierwotnej) może być dokonana w dowolnym terminie, bez 5-dniowego ograniczenia;
  • druga i kolejne zmiany ceny wezwania zawsze wymagają zachowania 5-dniowego odstępu, jedynie poza wypadkiem ogłoszenia nowego wezwania (taka sytuacja nie jest zmiana ceny wcześniej ogłoszonego wezwania).

Również zgodnie z taką interpretacją postępowanie PSC było prawidłowe (choć z innych przyczyn).

Dziś pytanie, dziś odpowiedź. I jak tu nie wierzyć w misję mediów i ich pozytywny wpływ na Państwo i jakość debaty?

 

[1] Rozporządzenie Ministra Rozwoju i Finansów z dnia 14 września 2017 r. w sprawie wzorów wezwań do zapisywania się na sprzedaż lub zamianę akcji spółki publicznej, szczegółowego sposobu ich ogłaszania oraz warunków nabywania akcji w wyniku tych wezwań („Rozporządzenie”)

 

Zosia Samosia, czyli Hyperion zmienia warunki emisji obligacji

Graffiti Street ArtZmiana warunków emisji obligacji nie jest prosta. Nowa ustawa wiele ułatwiła (zgromadzenie obligatariuszy, korekty techniczne), ale równocześnie znakomicie utrudniła restrukturyzację wymagalnego zadłużenia z obligacji. Zamiast rozwiązań kompromisowych i ważenia różnych interesów wybrano rozwiązanie najprostsze, czyli zakaz. Wyłączono całkowicie obrót obligacjami po defaulcie. Przybrało to poetycką formę: „Po ustaleniu uprawnionych do świadczeń z tytułu wykupu obligacji niemającej postaci dokumentu, prawa z tej obligacji nie mogą być przenoszone” (art. 8 ust. 6 ustawy o obligacjach). Zakaz ten nie dotyczy obligacji dokumentowych. To wyłączenie jest najczęściej stosowane przy transakcjach obejmujących transfery takich aktywów. Skoro nie można przenieść obligacji nie dokumentowej, to trzeba sprawnie zmienić jej formę i po kłopocie.

Łatwo powiedzieć, ale trudniej zrobić. Przepisów, odpowiedników zniesienia dematerializacji akcji, nie ma. Zmiana formy obligacji jest zmianą treści długu, która przybiera postać zmiany warunków emisji obligacji. Taka zmiana wymaga zgodnych oświadczeń wszystkich obligatariuszy lub uchwały zgromadzenia obligatariuszy.

Zgoda wszystkich wierzycieli jest trudna do uzyskania. Obrót giełdowy obligacjami zdematerializowanymi jest anonimowy, a zapisów ewidencji obligacji strzeże przed emitentem tajemnica maklerska. Samo ustalenie tożsamości obligatariuszy jest wyzwaniem. Przekonanie ich zmiany warunków emisji jeszcze większym.

Nie jest łatwiej ze zgromadzeniem obligatariuszy. Warunki emisji mogą go nie przewidywać. Obligacje mogą być wyemitowane jeszcze pod rządami starej ustawy, która nie przewidywała takiego rozwiązania. A w końcu, na samym zgromadzeniu możliwe są problemy z uzyskaniem większości, kworum lub jednomyślności.

Jak więc zmienić treść warunków emisji, skoro nie można ich zmienić? Tak jak w polityce i w konfliktach korporacyjnych. Metodą faktów dokonanych.

Świetnym przykładem takiego działania jest zmiana warunków emisji obligacji Hyperion S.A. Emitent zmienił je składając oświadczenie. Likwidator działający w imieniu emitenta oświadczył, że postanawia dokonać zmiany warunków emisji obligacji. Zmiana sprowadza się do zmiany formy obligacji na obligacje dokumentowe. W uzasadnieniu wskazano wyraźnie, że celem jest umożliwienie obrotu obligacjami, pomimo upływu terminu ich wykupu. Zmiana nie ma wpływu na treść stosunku zobowiązaniowego wynikającego z obligacji.

Zmiana jest korzystna dla obligatariuszy, bo przywraca możliwość obrotu obligacjami. Można je sprzedać i zminimalizować straty, zamienić na inne instrumenty albo przynajmniej zbyć i rozliczyć straty podatkowe. W jakim trybie taka zmian jest dokonywana? Prawne uzasadnienia można konstruować różne (np. zawarcie umowy przez przyjęcie oferty lub czynności konkludentne). Brak zainteresowanych kwestionowaniem takiej zmiany sprzyja kreatywnemu podejściu.

Z całego zamieszania ważne są dwie rzeczy. Pierwszy wniosek nie jest ani odkrywczy, ani budujący. Nawet drobny przepis, może znacząco utrudniać życie. Drugi jest optymistyczny. Kreatywne podejście do problemów i przepisów może zdziałać cuda.

 

P.S. A od lipca 2019 r. nawet takich rzeczy nie będzie można robić.

 

Enei droga na Ostrołękę

 

woman with electricity light bolt breaking the wall,illustration paintingFundacja „ClientEarth Prawnicy dla ziemi”, jako akcjonariusz mniejszościowy Enei zaskarżyła uchwałę walnego zgromadzenia o kierunkowej zgodzie na budowę nowego bloku węglowego w elektrowni Ostrołęka. Żądanie obejmuje stwierdzenie nieważności lub ewentualnie ustalenie nieistnienia lub ewentualnie o uchylenie uchwały (więcej już się nie dało). Uchwała jest lakoniczna i jedynie kierunkowa, ale cała sprawa jest arcyciekawa i precedensowa. I dla akcjonariuszy mniejszościowych i dla zarządów spółek, a w szczególności tych kontrolowanych przez nasze Państwo.

Projekt rozbudowy elektrowni Ostrołęka od lat budzi kontrowersje. Zarzucony w 2012, został podjęty w 2015, tym razem w formule współpracy Enei i Energi – spółek kontrolowanych przez Państwo. W projekcie najbardziej kontrowersyjne są nie szacowane na 6 mld zł koszty, ale sama jego sensowność ekonomiczna. Kolejni eksperci, zarządzający i inwestorzy zgłaszają wątpliwości. Pojawiają się głosy o trwałej nierentowności inwestycji, bez znaczącego wsparcia z rynku mocy. W odpowiedzi stawia się argument odwołujący się do bezpieczeństwa energetycznego kraju.

Spór rozstrzygnie sąd. Przedmiotem postępowania dowodowego będą właśnie kwestie dotyczące sensowności ekonomicznej projektu i ryzyk jaki generuje on dla spółki. Client Earth stawia tezę, że decyzja o zaangażowaniu w projekt Ostrołęka C może stanowić „naruszenie obowiązków dotyczących analizy ryzyka oraz działań w najlepszym interesie spółki i jej akcjonariuszy”. Osoba powoda gwarantuje, że nie dojdzie tu do zakulisowej ugody. Sąd w wyroku będzie musiał nazwać i określić wiele nieostrych kwestii. Co jest interesem spółki, a co akcjonariuszy? Jakie są granice swobody działania akcjonariusza dominującego? Czy spółka ma działać tylko dla zysku, czy musi uwzględniać inne kwestie? Jeśli tak czy ważna jest ochrona środowiska, czy może polityka? Czy spółka może być narzędziem rządu dla realizacji polityki i gdzie są granice narzucania spółce woli politycznej? A jak się to ma do interesów akcjonariuszy mniejszościowych? Jak zarząd powinien analizować ryzyko? itd. Prawdziwa bomba.

 

.